Były łzy wzruszenia, dramatyczne historie chorób i niedowierzanie w bezduszność systemu. Tak wyglądała demonstracja za legalizacją medycznej marihuany 20 kwietnia. Pacjenci wciąż podkreślali, że dla nich marihuana to nie narkotyk, tylko lekarstwo, które ratuje życie. Porozmawialiśmy z nimi. Większość z nich prosiła o anonimowość. Obawiają się o bezpieczeństwo swoje i swoich bliskich.
Punktualnie o godz. 12 zebrali się pod Ministerstwem Zdrowia na ulicy Miodowej.Prócz pacjentów, ich bliskich, opiekunów i aktywistów, były też kamery największych stacji telewizyjnych i mikrofony dziennikarzy radiowych. Wieczorem we wszystkich serwisach informacyjnych pojawiły się obrazki spod ministerstwa i Sejmu.
Niektórzy z pacjentów przyjechali na wózkach, inni przyszli ze swoimi ciężko chorymi małymi dziećmi, jeszcze inni, jak Piotr Rataj z dokumentami poświadczającymi, że w Holandii, gdzie mieszkał przez ostatnie lata, był pacjentem legalnie leczonym medyczną marihuaną, którą kupował w aptekach na receptę. Siedem lat temu Piotr miał poważny wypadek samochodowy. Od tej pory cierpi na neurologiczne niekontrolowane skurcze mięśni.
Piotr: Grozi mi rok przymusowego zamkniętego leczenia
– Zostałem zatrzymany z moim lekiem w Krakowie – opowiada drżącym głosem – Lek został mi odebrany, przytyłem 25 kilogramów i mam poważne problemy między innymi z wymową i ciągłymi skurczami mięśni. Marihuana pozwalała na ich rozkurcz. Na podstawie dokumentów z Schengen mam prawo leczyć się marihuaną nie tylko na terenie Holandii, ale też w Polsce i w całej Unii Europejskiej. Tymczasem w Polsce osądzono mnie, zapadł wyrok, czekam na decyzję Sądu Apelacyjnego w Krakowie. 5 maja odbędzie się moja sprawa. Grozi mi rok przymusowego zamkniętego leczenia – Piotr jąka się, nie może zebrać myśli, jest roztrzęsiony, z rąk co chwilę wypadają mu dokumenty, recepty i puste opakowanie po leku, za który został zatrzymany.
Dorota: Mój umierający syn, obłożony piętnem niemalże zbrodni, dziś zaczyna się rozwijać, uśmiechać, funkcjonować, komunikować swoje potrzeby
– Mój synek, w skutek bardzo ciężkiej epilepsji prawie stracił życie – mówi Dorota Gudaniec, mama prawie sześcioletniego Maxa, pierwszego legalnie leczonego medyczną marihuaną pacjenta w Polsce– Marihuana przyszła do nas, kiedy Max leżał w krytycznym stanie na oddziale intensywnej terapii. Nikt nie dawał mu już żadnej szansy na przeżycie. Dzięki dr Markowi Bachańskiemu udało się sprowadzić do Polski specyfik i uratować mojego synka. Miałam szczęście.
Dziś stoję tu w imieniu rzeszy rodziców i pacjentów, którzy boją się tutaj stać i głośno powiedzieć, że chcą walczyć o życie. Boją się, bo kwestia medycznej marihuany jest nieuregulowana. Podkreślam z całą mocą, że marihuana to nie jest tylko narkotyk, to potężny lek, który ratuje ludzkie życie. Życie mojego syna w skali globalnej może nie wiele znaczy, ale w skali rodziny życie dziecka, matki, ojca, kogoś bliskiego jest wartością nadrzędną i bezwzględną.
Dowodów i materiałów świadczących o tym, że marihuana leczy jest naprawdę dużo. Nie możemy zasłaniać się niewiedzą, i tym, że nie mamy badań. Nie ma, bo nikt ich w Polsce nie przeprowadza, bo jest to – nielegalne. Stany Zjednoczone, wiele krajów europejskich takie badanie przeprowadziło, są ogólnodostępne. Nie możemy być ignorantami w tej kwestii, zwłaszcza, że jest to lek ostatniej szansy. Apeluję też o to, aby przedstawiać marihuanę, jako lek pierwszej szansy, bo dlaczego mamy kłaść ludzi na łożu śmierci, a dopiero później ich ratować? Chciałabym się odwołać do humanitaryzmu lekarzy, bo jeżeli oni nie podejmą trudu i walki, to pacjenci, tysiące pacjentów będą przestępcami. A my nie robimy absolutnie niczego złego! Ratując życie naszych bliskich możemy być bohaterami, a nie przestępcami! Nie ma przecież takiego prawa na świecie, które zabrania człowiekowi żyć, chyba, że został skazany prawomocnym wyrokiem za ciężką zbrodnię. Jeżeli zbrodnią jest zachorować, proszę nas wszystkich poddać eutanazji, będzie łatwiej! Jeżeli nie, to pozwólcie nam się leczyć, bo dochodzimy do momentu, że wszystkie inne środki zawiodły. Mój syn, obłożony piętnem niemalże zbrodni, dziś zaczyna się rozwijać, uśmiechać, funkcjonować, komunikować swoje potrzeby. Dalej jest ciężko chorym, niepełnosprawnym dzieckiem, ale w końcu mamy nadzieję, że to się zmieni. Nie zabierajcie nam nadziei, zalegalizujcie ją – apeluje Gudaniec, która wraz z innymi złożyła, wręcz błagalny list do ministra zdrowia Bartosza Arłukowicza z prośbą o pomoc w zalegalizowaniu medycznej marihuany.
WIĘCEJ NA: METRO WARSZAWA
Zdj. główne : RASTAtrooper