Shopping Cart

Zalegalizujmy marihuanę medyczną – apeluje matka pierwszego dziecka w Polsce oficjalnie leczonego tą metodą

Dorota Gudaniec z synkiem Maxem, fot. Magdalena Lopez-Pawłowicz
Dorota Gudaniec z synkiem Maxem, fot. Magdalena Lopez-Pawłowicz

Marihuana medyczna jest używana legalnie w Austrii, Czechach, Finlandii, Izraelu, Holandii, Portugalii i Hiszpanii oraz w 23 stanach USA. Legalizacja zmniejszyła tam narkofobię i zmieniła postawy wobec rekreacyjnego używania konopi. W Polsce temat legalizacji marihuany leczniczej wywołała ostatnio Dorota Gudaniec, mama Maxa, który choruje na epilepsję lekooporną. Syn pani Doroty miał kilkaset napadów epilepsji dziennie. Teraz takich ataków nie ma wcale, albo zaledwie kilka. Kiedy przestał cierpieć po raz pierwszy w życiu zaczął się uśmiechać.

Magdalena Zagała: Od kilku dni pani telefon wciąż dzwoni?

Dorota Gudaniec: Tak. Odebrałam kilkadziesiąt telefonów. Dzwonią rodzice dzieci, ludzie ciężko chorzy. Wszyscy cierpią. Mówią, że próbowali już wszystkiego, szukają pomocy. Chcą żyć. Często słyszę: „Wyrok został już wydany”. Mówią, że od lekarzy dowiedzieli się, że „został miesiąc, może dwa”. Wczoraj dzwonił człowiek z neuropatią, dzisiaj rozmawiałam z panią, która cierpi na zanik mięśni. Swoje historie opowiadają mi rodzice ciężko chorych dzieci, ludzie chorujący na nowotwory, stwardnienie rozsiane, epilepsję, różne inne poważne choroby neurologiczne. Wszyscy mówią, że jestem dla nich ostatnią deską ratunku. A ja uważam, że ta deska jest wyjątkowo cienka, bo tak naprawdę, co ja mogę zrobić? Jedynie wskazać ludziom jakąś drogę, podzielić się swoimi doświadczeniami, doradzić ten kierunek, który znam – etyczny i sprawdzony, choć nadal w naszym kraju nielegalny.
To jest rozpaczliwe wołanie o pomoc.
Tak. Dzisiaj do mnie, tu pod Wrocław, przyjechała pani z Podkarpacia. Jej mąż jest na OIOM-ie. Ma nowotwór mózgu, dostał też zapalenia płuc, cierpi. Ta kobieta opowiadała mi o ignorancji, znieczulicy. Ona nie może pogodzić się z taką sytuacją, że kogoś już skreśla się, że nie leczy się chorób współtowarzyszących, tak słabo leczy się ból. Nie można tak instrumentalnie traktować pacjentów.  Lekarze mówią: „my już nic nie jesteśmy w stanie zrobić, proszę się pogodzić z nieuchronnym”. Ja też to słyszałam, kazano mi się pogodzić, przestać szaleć, pozwolić dziecku godnie odejść. Dać sobie spokój, bo przecież dzieci umierają…
Ale pani się nigdy nie poddała.
Kiedy zaczynałam tę terapię u Maxa wydawało mi się, że to ja jestem ignorantką, bo tak późno się o tym dowiedziałam, dotarłam do informacji. Miałam takie złudne przekonanie, że dużo ludzi o tym wiedziało. Była we mnie ogromna frustracja. Zadawałam sobie pytania, dlaczego tak późno się tym zainteresowałam? Miałam wyrzuty sumienia, bo gdybym wcześniej zaczęła działać, moje dziecko by nie cierpiało tak długo. Jest bardzo dużo informacji w internecie na temat leczenia marihuaną medyczną, ale ludzie potrzebują kontaktu z drugim człowiekiem, liczą na pomoc specjalistów, lekarzy.  I napotykają mur niezrozumienia. Chcąc czy nie chcąc, walką o życie mojego syna, a teraz o komfort tego życia, przecieram jakiś szlak. Nie potrafię odmówić pomocy drugiemu człowiekowi. Nie wyobrażam sobie, bym mogła nie podzielić się swoimi doświadczeniami, nie udzieliła wsparcia, bo ja przecież tego oleju z konopi, ani nie mogę nikomu sprzedać, ani dać. Ale mam wiedzę, czas i doświadczenie. I tym się dzielę.

Spotkanie z urzędnikami z Ministerstwa Zdrowia coś zmieni? Wierzy pani, że marihuana medyczna zostanie w Polsce zalegalizowana?

Jest taka część mnie, która mi mówi, że nie ma się co łudzić, że jeszcze bardzo długa droga przed nami, by rozbić ten „beton”, zmienić nastawienie zwykłych ludzi, ale przede wszystkim lekarzy, polityków. Jest straszny opór, brak wiedzy, mnóstwo uprzedzeń, wiele stereotypów. Ale jest też jakaś „druga ja” i aż wszystko we mnie krzyczy, że nie powinno być takiego problemu, na świecie zostały przeprowadzone badania naukowe, w wielu krajach marihuaną medyczną już leczy się ciężko chorych ludzi,  to jest bardzo humanitarne podejście, więc i u nas musi się udać.

Co chciałaby pani powiedzieć przeciwnikom legalizacji marihuany medycznej?

Wszystkim, którzy mówią „nie” doradzam, by zadali sobie ten trud i przeczytali opracowania naukowe na temat wykorzystania marihuany w leczeniu niektórych z ciężkich chorób, w leczeniu bólu. Profesor Jerzy Vetulani mówi od lat, że od marihuany medycznej nie można się uzależnić. Zostały przeprowadzone badania naukowe, to są fakty. Jeżeli się posłucha profesora, który całe życie poświęcił na to, by zgłębić ten temat, i posłucha się wiceministra z Ministerstwa Zdrowia, kompletnego ignoranta, to moje uczucia są skrajne. Rozumiem, że można mieć swoją opinię, przekonanie, ale ono musi być  poparte wiedzą.

Nie mogę pojąć, że ktoś, kto decyduje o zdrowiu publicznym, przepisach, nie chce się dokształcać, nie zdobywa fachowej wiedzy. A potem zabiera głos w sprawie, o której nie ma pojęcia, nie zna danych, nie ma żadnych racjonalnych argumentów. Nie można w takich sprawach opierać się na własnych przekonaniach, karmić stereotypami. Wszystkim mówię jedno: przestańcie być ignorantami! Szanujcie ludzkie życie. Ta postawa, którą reprezentują przeciwnicy pozbawiona jest racjonalnych argumentów.

Z marihuaną nie miałam nic wspólnego przez całe życie. Zetknęłam się z nią w tragicznych okolicznościach, walczyłam o życie dziecka i proszę mi wierzyć, nie jestem idiotką, matką nieodpowiedzialną, która chciałaby swoje dziecko skrzywdzić. Zadawałam sobie pytania: Co dalej? Jakie perspektywy nas czekają? Jak długo mam to podawać? Czy będą jakieś skutki uboczne? I zanim zdecydowałam, oczywiście pod nadzorem lekarza, że ta terapia nie będzie tylko chwilowa – ratująca Maxa w danym momencie, kiedy był w bardzo ciężkim stanie – to ja wszystko sprawdziłam. To nie jest prawda, że nie ma publikacji, że ten temat jest niezbadany i my mamy ryzykować. Z badań wynika jednoznacznie, że jest to lek, który ratuje życie długoterminowo, że jest bezpieczny. Marihuana jest demonizowana, utarło się takie przekonanie, że ona jest zła.

Jak wyglądało to spotkanie w Ministerstwie Zdrowia? Czy to była konstruktywna, rzeczowa rozmowa, która daje nadzieję, że Ministerstwo zajmie się tym tematem poważnie?

Zostaliśmy dość miło przyjęci. Na tym spotkaniu byłam ja, Jakub Gajewski, Hubert Bartol, który wyleczył swojego syna olejem z konopi. Ministerstwo reprezentowało sześciu urzędników, ministra Arłukowicza nie było. Opowiedzieliśmy swoje historie. Wyjaśniliśmy, dlaczego walczymy, skąd u nas taka determinacja. Oni tego grzecznie wysłuchali i tyle. To była „gładka” rozmowa, z której nic nie wynikało. Obiecali nam, że w ciągu tygodnia dostaniemy pisemną odpowiedź na petycję, którą złożyliśmy. Zostanie jakiś ślad po naszym działaniu. I na razie to jest wszystko.

Czy rozmawialiście państwo o zmianie przepisów prawa?

Tak. Ale usłyszeliśmy w końcu, że to nie Ministerstwo Zdrowia powinno być adresatem tej petycji. Odsyłano nas do Ministerstwa Sprawiedliwości, bo to jest problem dotyczący legislacji, a oni się zajmują lekami. Padły też argumenty, że skoro marihuana, ta medyczna nie jest na liście leków, bo w Polsce jest nielegalna, to koło się zamyka. Zadałam pytanie: do kogo mamy się zwrócić?  Odpowiedzi nie było.

W niektórych krajach Unii Europejskiej udało się zalegalizować marihuanę, jako lek. Z czym jest u nas taki wielki problem? Jak pani uważa? Dlaczego znowu słyszymy, że u nas się nie da?

Dla mnie ta sytuacja jest zupełnie niezrozumiała, bo nawet, jeżeli użyjemy argumentu przeciwników, że „chcemy na ulicę wprowadzić narkotyki” – podkreślam, że chodzi o wprowadzenie marihuany medycznej – i jeśli pojawią się zarzuty, że dzięki medycznej marihuanie „tylnymi drzwiami” zalegalizujemy marihuanę rekreacyjną w Polsce, to warto przyjrzeć się statystykom. Jedna z dziesięciu palących marihuanę osób uzależnia się od niej. W przypadku papierosów – już jedna z czterech osób, nie wspominając o alkoholu. Uważam, że tutaj przede wszystkim jest brak dobrej woli, i wiedzy.

Pokutuje przekonanie, że ta medycznie wykorzystywana marihuana jest taka sama, jak rekreacyjna. To nie jest prawda. Dziś popyt na narkotyki wymógł, by także marihuana dostarczała jak najwięcej walorów psychoaktywnych, dlatego powstają genetyczne krzyżówki tej rośliny. Sztuczne „podbija” się wartość THC. Wyhodowane zostały już takie odmiany marihuany, które niewiele mają wspólnego z jej działaniem terapeutycznym, bo genetycznie zostały zmodyfikowane tak, by dostarczać jak najwięcej rożnych doznań. Trzeba rozgraniczyć marihuanę medyczną od tej rekreacyjnej. Naturalnie rosnąca marihuana, niemodyfikowana genetycznie, oprócz THC ma bardzo wiele składników – wyodrębniono 140 – ich bogactwo, synergizm, daje działania terapeutyczne. Warto podkreślić, że do celów medycznych używa się konkretnych odmian tej rośliny, branych w stosownych proporcjach. Skład marihuany medycznej jest kontrolowany. Nie ma ryzyka, że taki produkt jest czymś zanieczyszczony, i mamy pewność, że zawiera odpowiednią proporcję substancji aktywnych.

WIĘCEJ NA: ONET.PL

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *